Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1269

Ta strona została przepisana.

śmy na równi i możemy ścierając się rozmawiać: A! kapitanie, więc oprócz spisków i mordować umiesz?
— Czynię to dla mojej sprawy, co ty dla twojej — odrzekł Boromeusz zbierając myśli i pomimowoli patrząc na siejące iskry oczy Chicota.
— Otóż tak się mówi kochanku. Ale pomimo tego, widzę, żem więcej wart od ciebie.
Boromeusz zadał raz Chicotowi, który go w piersi ugodził.
— O! znam to pchnięcie kochanku, to, to samo, któregoś uczył Jakóba. Ale powiadam ci, że więcej jestem wart od ciebie, bo ja nie zaczynałem walki, chociaż serdeczną do niej miałem ochotę; co więcej pozwoliłem ci spełnić twój zamiar, nadając mojemu ciału stosowną do tego postawę; teraz nawet zasłaniam się tylko i chcę z tobą wejść w układy.
— Żadnych układów!... — krzyknął Boromeusz — rozjuszony spokojnością Chicota.
I dał pchnięcie, któreby gaskończyka na wylot przebiło, gdyby ten przy pomocy długich nóg w bok nie uskoczył.
— Zawsze jednak powiem ci mój projekt, rzekł, żebym nie miał sobie nic do wyrzucenia.
— Milcz — wołał Boromeusz — to nadaremnie!