Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/127

Ta strona została przepisana.

A pani Fournichon, jako przegbiegła gospodyni, odparła:
— A jeździec, alboż także nie piękny!
Kapitan, jak widać czuły na pochwały i mniej dbający zkąd pochodzą, podniósł głowę niby nagle ze snu przebudzony.
Ujrzał gospodarza, gospodynię i oberżę, wstrzymał konia i przywołał ordynansa.
Potem, nie zsiadając z konia, bacznie przypatrzył się domowi i całemu otoczeniu, Fournichon szybko zbiegł po schodach i stanął we drzwiach, przekładając czapkę z ręki do ręki.
Kapitan po chwilowym namyśle zsiadł z konia.
— Czy jest tu kto? — zapytał.
— W tej chwili niema nikogo, panie — pokornie odpowiedział gospodarz.
I już miał dodać:
— Wszakże niezawsze tak bywa.
Lecz pani Fournichon, jak wszystkie prawie kobiety, przebieglejsza od męża, czemprędzej zawołała z okna:
— Jeżeli pan szuka samotności, u nas będzie mu najdogodniej.
Jeździec spojrzał w górę, a widząc twarz równie przyjemną jak odpowiedź, odparł: