Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1273

Ta strona została przepisana.

wata śmierć owładnęła już członki pokonanego, nogi zachwiały się pod nim; wyśliznął się z rąk Chicota i ciężko upadł na ziemię.
Po tem wstrząśnieniu, strumień krwi wypłynął z rany, a z nim reszta życia Boromeusza uciekła.
Wtedy Chicot otworzył drzwi i pana Bonhomet przywołał.
Wołać nie było potrzeba dwa razy; zacny gospodarz słuchał za drzwiami i słyszał z kolei łoskot stołu i ławek, szczęk mieczy i upadek ciała ciężkiego; prócz tego, ten czcigodny człowiek zanadto dobrze znał wojskowych a mianowicie charakter Chicota, aby się nie domyślał co się tam dzieje.
Tego tylko nie widział, który z dwóch przeciwników powalonym został.
Trzeba powiedzieć na pochwałę pana Bonhomet, że twarz jego przybrała wyraz prawdziwej radości, gdy usłyszał głos Chicota i skoro ujrzał, że zdrów i cały drzwi mu otwiera.
Chicot, przed którym nic nie uszło, spostrzegł ten wyraz twarzy i był wdzięcznym.
Bonhomet drżący wszedł do gabinetu.
— A! Jezus Marya!... — zawołał, widząc kapitana we własnej krwi pływającego.
— Mój Boże — rzekł Chicot — patrzaj co