Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1282

Ta strona została przepisana.

W owym czasie, klucze od kufrów, szaf, lub innych sprzętów wyrównywały wielkością kluczom od bram i domów; biorąc zaś stosunek, klucze od domów; były tak wielkie, jak dziś klucze od miast.
Obliczył więc ile by go utrudzało nosić w kieszeni klucze tak ogromnej wagi i objętości i dla tego postanowił je ukryć w miejscu bezpiecznem.
Chicot znalazł klucz tam gdzie go zostawił.
Toż samo było ze sprzętami w pierwszym pokoju, z deską przybitą do podłogi i tysiącem talarów spokojnie spoczywających w dębowej szkatułce.
Chicot nie był skąpy, więcej nawet rozrzutny, często obiema rękami rozrzucał złoto, poświęcał materyalizm idei ducha, co zawsze jest filozofią człowieka jakiej takiej wartości, lecz pomimo to, w danej chwili nikt lepiej od niego nie wiedział, na ile smacznych kąsków da się podzielić całość nazwana talarem.
— Na honor — mówił Chicot schylony na środku pokoju, mając przy sobie odbitą z podłogi tarcicę i skarb przed oczyma — na honor, godnego mam sąsiada, który i sam skarb mój szanował i drugim szanowane go kazał; prawdę mówiąc, jest, to w dzisiejszym czasie rzadka zaleta.