Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1298

Ta strona została przepisana.

wało się, iż pragnie jak najdłużej w okolicy zajazdu pod „Pięknym Rycerzem” pozostać.
Robert Briquet spróbował rozmowy o podróży, którą mieli razem odbyć.
Oczy Jakóba Clement zabłysły na wyrazy: przestrzeń i swoboda.
Robert Briquet mówił, że w krajach, które zwiedził, sztuka robienia bronią wielce jest ceniona, dodał nawet z niechcenia, że kilku cudownych pchnięć miał sposobność tam się nauczyć.
Jakób pragnął poznać te pchnięcia, a Chicot swoją długą ręką odrysował je w powietrzu.
Lecz wszystkie zabiegi Chicota nie zmiękczyły uporu Jakóba; przypatrując się nieznanym cięciom, jakie mu Robert Briquet pokazywał, milczał zawzięcie.
Rozgniewany, ale panujący nad sobą, Chicot postanowił spróbować z innej beczki.
— Nic to nie szkodzi — rzekł — jakby powracał do pierwszej myśli, nic nie szkodzi, śliczny z ciebie zakonnik, który uczęszcza do szynków a do jakich jeszcze! do takich gdzie są piękne kobiety i zatrzymuje się przed oknami, aby na ich cień popatrzyć. Dobrze, dobrze, powiem to Dom Modestowi.
Pocisk trafił doskonale, lepiej nawet niż się