Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1299

Ta strona została przepisana.

Chicot spodziewał; nie sądził zaczynając, aby rana tak była głęboką.
Jakób odwrócił się jak wąż, którego udeptano.
— Nieprawda — rzekł zarumieniony ze wstydu i gniewu, ja wcale nie patrzę na kobiety.
— Jakkolwiekbądż — mówił dalej Chicot — śliczna kobieta znajduje się w zajeździe pod „Pięknym Rycerzem” i kiedy ztamtąd wychodziłeś, odwracałeś się, aby ją widzieć jeszcze, wiem, że na nią czekałeś i że z nią mówiłeś.
Jakób nie mógł się powstrzymać.
— Tak, mówiłem z nią — odpowiedział — alboż to grzech mówić z kobietami?
— Jeżeli się z niemi rozmawia bez żądzy i bez pokusy szatańskiej.
— Szatan nie miał udziału w tem wszystkiem, albowiem potrzeba było, abym mówił z tą kobietą i list jej oddał.
— List od Dom Modesta?... — zawołał Chicot.
— Tak, od niego samego; teraz idź pan skarżyć.
Chicot do tej chwili idący w domysłach na ślepy traf, uczuł, jakby błyskawica mózg mu rozjaśniła.
— A!... — rzekł — ja o tem wiedziałem.