Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1319

Ta strona została przepisana.

odnosił to złoto, wnioskują, że ci dwaj podróżni oddali je księciu, spotkawszy go zabłąkanego na polowaniu.
— To szczególniejsza!... — mówił Henryk.
— Tem szczególniejsza — odrzekł wachmistrz — że widziano, jak powiadają, ale nie wiem czy to prawda, że książę sam otworzył bramę parku od strony kasztanów i przez tę bramę widziano dwa wchodzące cienie. Zapewne byli to ci sami podróżni; od tego czasu książę oddalił się do pawilonu i rzadko go teraz widujemy.
— I nikt nie widział tych podróżnych?... — zapytał Henryk.
— Ja — odpowiedział wachmistrz — idąc do księcia, wieczorem po hasło, spotkałem człowieka, który mi się obcym wydawał, lecz nie widziałem jego twarzy, albowiem odwrócił się odemnie i miał kaptur zapuszczony.
— Kaptur powiadasz?
— Tak, ten człowiek zdawał się być flamandzkim wieśniakiem i przypomniał mi nie wiem dla czego, tego mężczyznę, który panu towarzyszył, gdyśmy się spotkali.
Henryk zadrżał: uwaga ta mocno go zainteresowała, tem bardziej, gdy sobie przypomniał, że Dyanę i jej towarzysza powierzono Aurillemu.