Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1323

Ta strona została przepisana.

— To dziwna — rzekł du Bouchage — wszystko to jest zwyczajnem, a jednakże...
— A jednak pan drżysz, nieprawdaż?
— Tak — odpowiedział hrabia — ale co to jeszcze?
Dał się słyszeć pewien rodzaj dzwonienia.
— To znak na wieczerzę w domu księcia, czy pójdziesz wieczerzać z nami, panie hrabio?
— Dziękuję; jeżeli jeść mi się zachce, zażądam.
— Nie czekaj pan tego i pójdź rozweselić się w naszem towarzystwie.
— O! nie, to niepodobna.
— A to dlaczego?
— Jego książęca mość zalecił mi prawie, abym jadał u siebie, a zatem nie zabieram ci czasu.
— Dobranoc, panie hrabio, a czuwaj nad naszem widziadłem.
— O! ręczę ci za to — odpowiedział Henryk, i lękając się, żeby nadto nie powiedział, dodał: — chyba że mnie sen opanuje. A to nawet zdaje mi się pożyteczniejszem i zdrowszem jest, niż śledzić widma i szpiegów.
— Zapewne — odpowiedział wachmistrz z uśmiechem.