Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1324

Ta strona została przepisana.

I pożegnał pana du Bouchage.
Zaledwie wyszedł z biblioteki, aliści Henryk wybiegł do ogrodu.
— To Remy! — mówił do siebie — poznałbym go w ciemnościach piekła.
I czując drżące pod sobą nogi, wilgotnemi rękami dotknął czoła rozpalonego.
— Mój Boże!.. — rzekł — nie jest-że to choroba mojego biednego mózgu i czyż nie jest przeznaczeniem mojem, abym dzień i noc widział przed sobą te dwie postacie, które tak dziwnie wplotły się w wątek życia mojego... W rzeczy samej — mówił dalej, chcąc wytłumaczyć sobie dziwne zjawisko, co Remy robiłby w zamku księcia Andegaweńskiego?... Jakie stosunki książę miałby mieć z Remym?... Nakoniec, jakby mógł opuścić Dyanę? Nie, to nie on.
Następnie, jakieś instynktowne przekonanie w niem przeważyło.
— To on! to on! — rzekł z rozpaczą i oparł się o mur, żeby nie upaść.
Kiedy odpędzał tę myśl niepokonaną, władającą wszystkiemi innemi, skrzypnięcie klucza w zamku znowu się słyszeć dało, a chociaż lekkie bardzo, wzruszyło go do głębi.
Dreszcz przebiegł po calem ciele młodzieńca.