Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1341

Ta strona została przepisana.

O dziesiątej król ukazał się u spodu wzgórza. Od ostatniej stacyi jechał konno. Tej sposobności nigdy nie opuszczał, osobliwie do miast wjeżdżając, albowiem jeździł dobrze.
Królowa matka postępowała za nim w lektyce; pięćdziesięciu szlachty konno, bogato ubranych, składało orszak.
Kompania gwardyi pod dowództwem samego Crillona, stu dwudziestu Szwajcarów i tyluż Szkotów pod dowództwem Larchanta, cały dom królewski z mułami, kuframi, służbą i psiarnią składały armię, której łańcuch ciągnął się po drodze, idącej od rzeki na szczyt wzgórza.
Nareszcie orszak wszedł do miasta przy odgłosie dzwonów, biciu z dział i rozlicznej muzyce.
Okrzyki mieszkańców były radosne, ówcześnie, król, rzadko jeszcze widywany, uważany był za pewien rodzaj bóstwa.
Król postępując wśród tłumu, daremnie upatrywał brata. Henryka du Bouchage spotkał przy kracie zamkowej.
Wjechawszy na zamek, zapytał oficera, który go przyjmował, o zdrowie księcia Andegaweńskiego.
— Najjaśniejszy panie — odpowiedział tenże,