Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/145

Ta strona została przepisana.

— Razem z tobą?
— Nie, ja nie spadłem; ja się tylko na ziemię zsunąłem; Picorney nigdy z konia nie spada, Picorneye jeszcze w pieluchach są masztalerzami.
— Wiem — rzekł Sainte Maline — ale twój kapelusz?
— A!... mój kapelusz?...
— Tak.
— Mój kapelusz, jak powiedziałem, spadł; pobiegłem za nim, jako za jedynym moim zasobem, gdyż wyszedłem bez pieniędzy.
— A jakimże sposobem kapelusz mógł ci dostarczyć zasobów?..
— zagadnął Sainte-Maline, aby przywieść Picorneya do ostateczności.
— Krwi boska!... nawet wielkich zasobów!.. Wyznać ci winienem, że pióro przy tym kapeluszu przypięte było wielkim brylantem, który niegdyś Cesarz Karol V., darował mojemu dziadowi, gdy przejeżdżając z Hiszpanii do Flandryi, zatrzymał się w naszym zamku.
— A!... ha!... sprzedałeś więc zapinkę wraz z kapeluszem?... No mój kochany, powinieneś być bogatszy od nas wszystkich, i z tych pieniędzy trzeba było kupić sobie drugą rękawiczkę, bo masz nie jednakowe ręce; jedna biała jak u kobiety, druga czarna jak u murzyna.
— Czekaj że; w chwili gdy się obróciłem szu-