Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/146

Ta strona została przepisana.

tając kapelusza, patrzę, aż tu ogromny kruk spuszcza się nań...
— Na twój kapelusz?
— Raczej na mój brylant; wiesz, że ten ptak porywa każdą rzecz błyszczącą; spada więc na mój brylant i kradnie mi go.
— Twój brylant?
— Tak jest. Naprzód patrzę za nim, potem biegnę i wołam: Trzymajcie! trzymajcie! złodziej!... Ale do pioruna!.. nim pięć minut upłynęło, kruk znikł i już więcej o nim nie słyszałem.
— Tak dalece, iż zmartwiony tą podwójną stratą...
— Nie śmiałem wrócić do ojcowskiego domu i postanowiłem szukać szczęścia w Paryżu.
— Brawo! — rzekł trzeci — wiatr widzę zamienił się w kruka? Zdaje mi się, że słyszałem, jak opowiadałeś panu de Loignac, iż właśnie zajęty byłeś czytaniem listu od twojej kochanki, gdy wiatr wyrwał ci list i kapelusz, ty zaś jako istny Amadis pospieszyłeś za listem, nie dbając bynajmniej o kapelusz.
— Panie — rzekł Sainte-Maline — mam honor znać pana d’Aubignè, który mimo, że jest dobrym żołnierzem, nieźle także i piórem wyrabia. Skoro go spotkasz, opowiedz mu twój wypadek