Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/147

Ta strona została przepisana.

z kapeluszem, a ułoży z tego bardzo ładną bajeczkę.
Tu usłyszano kilka przytłumionych śmiechów.
— E!... moi panowie — zawołał drażliwy gaskończyk — czy przypadkiem niemacie ochoty wyśmiać mię?
Każdy odwrócił się i śmiał do woli.
Perducas badawczo spojrzał w koło siebie i przy kominku ujrzał młodzieńca, który sobie rękami twarz zasłaniał; sądził więc, że on to czyni umyślnie, aby się lepiej ukryć.
Podszedł ku niemu.
— E!... mój panie — rzekł — jeżeli się pan śmiejesz, przynajmniej nie czyń tego ukradkiem, niech każdy widzi twarz pańską.
I uderzył młodzieńca po ramieniu; ten zaś pokazał surowe i poważne oblicze.
Młodzieńcem tym był przyjaciel nasz Ernauton de Carmainges, zamyślony i zdumiony przygodą swoją na placu Grève.
— Proszę pana dać mi pokój — odparł — a mianowicie, jeżeli mię pan jeszcze raz dotkniesz, to dotykaj ręką, na której masz rękawiczkę; widzisz pan przecie, że się panem bynajmniej nie zajmuję.