Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/151

Ta strona została przepisana.

wyrzucił na ulicę, a Lardille tymczasem wrzeszczała, aż się mury trzęsły...
— Teraz — spokojnie dodał Ernauton — ojczyma, macochę, pasierba i całą, rodzinę na miazgę potłukę, jeżeli mię jeszcze raz zaczepią.
— Na honor — rzekł Miradoux — sądzę, że ten człowiek ma słuszność, po co go niepokoić?
— A! ty nędzniku, pozwalasz bić twojego syna — zawołała Lardille, przystępując do Eustachego, i wstrząsając swe rozpuszczone włosy.
— La, la, la — rzekł Eustachy — bądź spokojna, będzie miał na drugi raz naukę.
— Cóż to znowu!.. czy tu ludzi wyrzucają za okna?... — wchodząc zawołał jakiś oficer — cóż u dyabła! kto się podobnych żartów dopuszcza, powinien przynajmniej zawołać: „na bok!”
— Pan de Loignac!... zawołało na raz dwadzieścia głosów.
— Pan de Loignac — powtórzyli czterdziestu pięciu.
Na to imię, w całej Gaskonii znane, każdy powstał i zamilkł.