Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/158

Ta strona została przepisana.

żowym kolorze, wyjąwszy Militora, który myślał o swoim upadku i pana de Carmainges, który myślą! o swoim paziu.
— Mamy tu wielu wesołych — rzekł Loignac do swego sąsiada, którym właśnie był Ernauton, ale nie wiedzą dlaczego są weseli.
— I ja również nie wiem — odpowiedział Carmainges — chociaż, prawda, że stanowię wyjątek i bynajmniej nie jestem wesoły.
— Źle pan czynisz — odparł Loignac — należysz bowiem do rzędu osób, dla których Paryż jest złotą kopalnią, rajem zaszczytów, światem pomyślności.
Ernauton wstrząsnął głową.
— Obaczymy! obaczymy!
— Nie żartuj ze mnie, panie de Loignac, — rzekł — a że zdajesz się trzymać w twem ręku wszelkie sprężyny, które po większej części poruszają nami, uczyń mi przynajmniej tę łaskę i nie obchodź się z vice hrabią Ernautonem de Carmainges, jak z drewnianą lalką.
— Wyświadczę ci jeszcze inną łaskę, panie vice-hrabio — grzecznie kłaniając się, rzekł Loignac — zaraz na pierwszy rzut oka odróżniłem pana pomiędzy innemi, pana, który masz tak dumne i zarazem łagodne spojrzenie, oraz te-