Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/168

Ta strona została przepisana.

— Cóż znowu, jesteśmy duszą, i ciałem francuzi.
— Tak, ale hugonoci?
— Dzięki Bogu, katolicy również jak sam nasz ojciec święty — rzekł Samuel zdejmując czapkę — ale tu nie o to chodzi; spojrzyj-no na ten pancerz.
— Chodźmy pod mur; na ulicy zanadto jesteśmy widoczni.
Mówiąc to podeszli pod dom mieszczański, w którego oknach wcale światła widać nie było.
Drzwi tego domu umieszczone były pod gankiem, nad którym wznosił się balkon. Znajdująca się pod nim kamienna ławka, stanowiła jedyną jego ozdobę, łącząc w sobie przyjemność z pożytkiem, gdyż przechodnie zwykle po niej dosiadali swych koni lub mułów.
— Obaczmyż ten kirys — powiedział kupiec, gdy weszli pod ganek.
— Oto jest.
— Czekaj-no... słyszę jakiś ruch w tym domu.
— Nie... to naprzeciwko.
Kupiec obejrzał się.
Naprzeciwko rzeczywiście znajdował się