Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/177

Ta strona została przepisana.

mu swą ciężką rękę na ramieniu; gdybym ci źle życzył, gdybym cię chciał aresztować, potrzebowałbym tylko krzyknąć; patrol właśnie w tej chwili przechodzi przez ulicę Augustyanów; lecz nie, ty jesteś moim przyjacielem, albo niech mię dyabli porwą!.. dowodem tego jest, że teraz jak najzupełniej przypominam sobie twoje nazwisko...
Tym razem kupiec roześmiał się.
Robert Briquet zastąpił mu drogę.
— Nazywasz się Mikołaj Poulain — rzekł — i należysz do sędziego kryminalnego; pamiętałem dobrze, że tam był jakiś Mikołaj.
— Zgubiony jestem... — wyjąkał kupiec.
— Owszem, jesteś zbawiony!... nigdybyś nie uczynił dla dobrej sprawy tego, co ja uczynić pragnę.
Mikołaj Poulain jęknął.
— No, no, odważnie — powiedział Robert Briquet — uspokój się, znalazłeś brata, brata Briquet; weź jeden pancerz, ja zabiorę wszystkie inne; daruję ci moje naramienniki, nanożniki i rękawice. A teraz dalej w drogę i niech żyje Unia!...
— Pan mi chcesz towarzyszyć?
— Pomogę ci nieść broń, która ma pokonać Filistynów; prowadź mię, idę za tobą.
W duszy nieszczęśliwego Mikołaja Poulain,