Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/194

Ta strona została przepisana.

Mayneville. Jutro dowiecie się panowie, że Salcède, który już nas zdradził i jeszcze miał zdradzić, nietylko nic nowego nie zeznał, ale nadto na rusztowaniu odwołał dawne zeznania swoje, a to dzięki księżnie, która dostawszy się do Paryża, w orszaku jednego z posiadaczy biletów, odważyła się przemknąć aż ku rusztowaniu, nie zważając, że ją tysiąc razy stratować mogli i pokazała się skazanemu, nie zważając, że poznaną być może. W tej to właśnie chwili Salcède wstrzymał się ze swojem wyznaniem, a wkrótce potem dzielny nasz kat zapobiegł jego żalowi. A tak, moi panowie, ze strony przedsięwzięć naszych we Flandryi nic się obawiać nie potrzebujecie. Straszliwa tajemnica wraz z nim wpadła do grobu.
Te ostatnie słowa zbliżyły związkowych do pana de Mayneville.
Briquet z poruszeń odgadywał ich radość, a mocno nią zaniepokojony, nagłe powziął postanowienie.
Zsunął się więc ze swojej kryjówki na bruk dziedzińca i poszedł ku bramie, gdzie za wymówieniem dwóch słów: „Parma i Lotaryngia“, odźwierny natychmiast go przepuścił.
Robert Briquet skoro tylko dostał się na ulicę, zaraz tak głośno odetchnął, iż łatwo można było poznać, że długo w sobie dech wstrzymywał.