Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/236

Ta strona została przepisana.

Przeszedłszy dziesięć kroków w ciemności, znalazł się na wewnętrznym dziedzińcu, w końcu którego wystawały kamienne schody.
Schody te wiodły do obszernej izby, a raczej do rozległego korytarza.
D’Epernon miał także klucz i od tego korytarza.
Otworzył drzwi po cichu i zwrócił uwagę Henryka, na szczególne urządzenie, które natychmiast w oczy uderzało.
Czterdzieści pięć łóżek zapełniało tę izbę, a w każdym z nich spał człowiek.
Król spojrzał na te łóżka i na śpiących, a potem obrócił się do księcia i spytał ciekawie:
— Cóż to za ludzie?...
— Ludzie, którzy dzisiaj śpią, ale od jutra wówczas tylko spać będą, gdy kolej na nich przyjdzie.
— I dlaczegóż to wówczas tylko?
— Dlatego, abyś Wasza królewska mość spać mógł spokojnie.
— Wytłómacz się jaśniej... Czyż ci ludzie są moi przyjaciele?
— Wybrani przezemnie, Najjaśniejszy panie, niby ziarno z pomiędzy kąkolu; stróże nieustraszeni, którzy równie jak cień Twój, Najja-