Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/252

Ta strona została przepisana.

To ostatnie ogniwo łańcucha myśli Henryka, łącząc się z wspomnieniem innych tak przywiązanych mieczy, których głośno żałował mocno, a w cichości daleko mocniej, znowu pogrążyło Henryka w smutku głębokim, jaki w owej epoce tak często go ogarniał, iż rzec można było, że to stan jego zwyczajny.
Ciężkie czasy, źli ludzi, chwiejące się na głowach królów korony, powtórnie obudziły w nim niezmierną potrzebę zakończenia żywota, lub rozerwania się, byleby tylko mógł pozbyć się na chwilę choroby, którą już w owej epoce, anglicy mistrze nasi w melancholii, splinem nazywali.
Szukał więc Joyeusa, lecz nie spostrzegając go nigdzie, pytał gdzie jest w tej porze.
— Książę pan jeszcze nie wrócił — rzekł odźwierny.
— Dobrze. Przywołaj moich ludzi i odejdź.
— Najjaśniejszy panie, sypialnia Waszej królewskiej mości już przygotowana, a królowa pan zapytywała o rozkazy Waszej królewskiej mości.
Henryk udał, że nie słyszy.
— Czy mam powiedzieć Najjaśniejszej pani, aby posłała łóżko?
— Nie — odparł Henryk, nie. Muszę od-