Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/290

Ta strona została przepisana.

— A kiedyż ta chwila nadejdzie, Najjaśniejszy panie?...
— Za godzinę.
Joyeuse z uszanowaniem ukłonił się i zmierzył ku drzwiom.
Serce króla o mało co nie pękło.
— Jakto! — zawołał — niechcesz nawet pożegnać mię?... niegrzecznyś, panie admirale, a ten zarzut czynią powszechnie wszystkim marynarzom. Ha! może więcej przyjemności znajdę z moim głównym dowódzcą piechoty.
— Racz mi przebaczyć, Najjaśniejszy panie — wyjąkał Joyeuse — ale jeszcze gorszy ze mnie dworak, aniżeli marynarz, i widzę, że Wasza królewska mość żałujesz tego, co dla mnie uczyniłeś.
I wyszedł, wstrząsając drzwiami tak gwałtownie, iż parta wiatrem zasłona wzdęła się okropnie.
— Tak to kochają mię ci, którym tyle wyświadczyłem! — zawołał król, a!... Joyeuse!... niewdzięczny Joyeuse!..
— Co!.. może go przywołasz?... — rzekł Chicot, zbliżając się do łóżka. Może już żałujesz, żeś choć raz, przypadkiem, miał własną wolę?
— Słuchaj Chicot — odparł król — mów co chcesz, ale czy myślisz, że to bardzo przyjemnie