Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/349

Ta strona została przepisana.

jest, bezwątpienia, ja sam ci je ofiarowałem, ale...
— Ale sądziłeś, że nie przyjmę?..
— O!.. nie. Przecie wiesz parne Briquet, że nie zwykłem politykować...
— Człowiek twojego znaczenia, księże przeorze, przybiera wszelkie zwyczaje, jakie tylko przybrać pragnie — odparł Cbicot z właściwym sobie uśmiechem.
Dom Modest spojrzał nań, mrugając.
Żadną miarą nie mógł odgadnąć, czy Cbicot żartuje, czy też mówi na seryo.
Chicot wstał.
— Dlaczegóż wstajesz, panie Briquet?...
— zapytał Gorenflot.
— Bo odchodzę.
— A dlaczegóż odchodzisz, kiedy powiedziałeś, że będziesz jadł ze mną śniadanie?..
— Naprzód, ja tego niepowiedzialem.
— Przepraszam, ja sam cię zapraszałem.
— A ja odpowiedziałem: „być może”, co bynajmniej nie znaczy: „tak jest”.
— Czy gniewasz się?...
Chicot roześmiał się.
— Ja miałbym gniewać się — rzekł — a za co?... Czy za to, żeś pan bezwstydny, nieuk i grubianin?... O!.. kochany księże przeorze, zbyt