Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/383

Ta strona została przepisana.

— Do pioruna!... — rzekł Chicot — z ciebie widzę dzielny instruktor.
— Tak, tak — odparł Gorenflot, gładząc potrójny podbródek, nie źle znam się na manewrach.
— A w Boromeuszu masz wybornego ucznia.
— Zrozumiał mię — powiedział Gorenflot — nie można być pojętniejszym.
Zakonnicy wykonali marsz pospieszny w owej epoce bardzo wzięty, robili bronią, pałaszami, pikami i strzelali.
Gdy przyszło do tego ostatniego ćwiczenia — przeor rzekł do Chicota: — obaczysz mojego małego Jakóbka.
— Któż jest ten twój mały Jakób?
— Miły chłopak, którego chciałem umieścić przy sobie, bo ma łagodną powierzchowność i silną dłoń, a przytem wszystkiem żywy jak saletra.
— Doprawdy! Gdzież jest ten dzielny chłopiec?
— Czekaj, czekaj, zaraz ci pokażę; patrz, tam, ten co trzyma muszkiet i chce pierwszy strzelić.
— A czy dobrze strzela?