Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/398

Ta strona została przepisana.

renflot — ten jakiś gruby, krępy, którego mi przedstawiłeś Boromeuszu, i który tu czasem przychodzi; nie źle mu z oczu patrzy, a pije wcale gracko.
— Nieprzypominam sobie jego nazwiska — rzekł Boromeusz.
W tem przystąpił brat Euzebiusz ze swoją uszczęśliwioną miną i nożem za pasem.
— Ale ja pamiętam — rzekł.
Boromeusz dawał mu rozmaite znaki, lecz Euzebiusz nie widział ich.
— To pan Bussy-Leclerc, mówił dalej — który był nauczycielem fechtunków w Brukselli.
— A! ha! Bussy-Leclerc zawołał Chicot. Na honor! niezły rębacz.
I powiedziawszy to jak można najnaiwniej, w przelocie schycił wściekłe spojrzenie Boromeusza, które padło na grzecznego zakonnika.
— Patrzcie, ja nie wiedziałem, że on się nazywa Bussy-Leclerc. Zapomniano zawiadomić mię o tem — rzekł Gorenflot.
— Nie sądziłem bynajmniej, że nazwisko jego obchodzić może Waszą wielebność.
— Zapewne — wtrącił Chicot — mniejsza czy ten lub ów nauczyciel, byleby był dobry.
— Zapewne, że mniejsza — powtórzył Gorenflot, byleby był dobry.