Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/410

Ta strona została przepisana.

— Pojechał — odpowiedział podskarbi.
— Jakto pojechał!.. — zawołał Chicot.
— Wszakże pan żągałeś, aby kogo posłać do Luwru.
— Ależ tym posłańcem miał być brat Panurgiusz — rzekł Gorenflot.
— O!... jakiż ja głupi!... a mnie się zdawało, że to Jakób — odparł Boromeusz, uderzając się w czoło.
Chicot zmarszczył brwi, lecz Boromeusz zdawał się tak szczerze pomyłki swojej żałować, iż niepodobna było czynić mu wyrzutów.
— No — rzekł — to zaczekam, aż Jakób wróci.
Boromeusz ukłonił się, marszcząc brwi także.
— Ale, ale, zapomniałem po co przyszedłem... Oto, nieznajoma dama tylko co przybyła i prosi Waszej wielebności o posłuchanie.
Chicot nadstawił ogromne uszy.
— Czy sama przybyła?... — zapytał Gorenflot.
— Tylko z jednym sługą.
Przyjacielu — powiedział Gorenflot do mniemanego Roberta Briquet — pojmujesz...
— Pojmuję — odparł Chicot — i wycho-