Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/411

Ta strona została przepisana.

dzę; zaczekam w przyległym pokoju lub na dziedzińcu.
— Dobrze mój kochany.
— Ztąd do Luwru daleko — odezwał się Boromeusz — brat Jakób może się spóźnić, tem bardziej, że osoba, do której pan pisałeś, może wahać się będzie z powierzeniem dziecku listu tak ważnego.
— Trochę niewczesna uwaga bracie Boromeuszu.
— Ba! o niczem niewiedziałem, szkoda...
— Nic nie szkodzi — rzekł Chicot — tymczasem pójdę powoli ku Charenton, a posłaniec, ktokolwiek on jest, może mię spotkać na drodze.
I poszedł ku schodom.
— Nie tędy, panie, nie tędy — żywo rzekł Boromeusz — tu droga damy nieznajomej, która nie życzy sobie spotkać się z kimkolwiek.
— Słusznie — z uśmiechem odpowiedział Chicot — udam się przez małe schody.
I skierował ku drzwiom innym.
— Ja zaś — rzekł Boromeusz — będę miał zaszczyt wprowadzić penitentkę do wielebnego przeora; a czy znasz pan drogę?.. — spytał niespokojnie.
— Doskonale.