Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/413

Ta strona została przepisana.

I podniósł ją z podziwieniem.
— Właśnie coś podobnego szukałem — rzekł — lekka, jak lniana, a na przeora zaciasna. Doprawdy, powiedzieć można, że na mnie robiona; pożyczę jej u dom Modesta, a skoro wrócę, to mu ją oddam.
To mówiąc, szybko zwinął koszulę i włożył ją pod kaftan.
Zaledwie tego dopełnił, Boromeusz ukazał się na progu.
— O! ho!.. — szepnął Chicot — jeszcze ty?.. ale spóźniłeś się przyjacielu.
Założył ręce na plecy, w tył się podał i udawał, że podziwia zebrane w pokoju trofea.
— Czy pan Robert Briquet szuka broni, któraby mu do gustu przypadła?.. — zapytał Boromeusz.
— Ja... kochany przyjacielu, a na cóż mi broń?...
— Ba!.. skoro się nią tak dobrze włada.
— Teorya, kochany bracie, teorya, nic więcej; ja biedny mieszczanin mogę mieć zgrabne ręce i nogi, ale brakuje mi i zawsze brakować będzie serca żołnierskiego. W mojej dłoni floret dosyć ładnie błyszczy, lecz, wierz mi, Jakób ze szpadą w ręku, prędko dałby mi radę, na drodze do Charenton.