Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/423

Ta strona została przepisana.

Chicot jednak nie widział nikogo, prócz człowieka, który drogę mierzył.
Właśnie do niego stosowało się to skinienie, bo natychmiazt zaprzestał roboty, a stanął naprzeciw balkonu, twarzą ku Paryżowi obrócony.
Gorenflot ciągle nadskakiwał penitentce.
Pan de Mayneville powiedział coś Boromeuszowi do ucha, a ten natychmiast, ukryty za przeorem, zączął dawać rozmaite znaki, niezrozumiałe dla Chicota, lecz pojęte, jak się zdawało, przez człowieka mierzącego, bo zaraz odszedł i obrał inne stanowisko, na którem go nowe skinienie Boromeusza i Maynevilla, jak gwoźdź przybiło na miejscu.
Po kilko chwilowem zastanowieniu się, na inny znak brata Boromeusza, mierniczy zaczął odbywać nowe ćwiczenia, których celu Chicot pojąć nie mógł, pobiegł bowiem z miejsca na którem stał, a pan de Mayneville, tymczasem patrzył na zegarek.
— Do dyabła! — mruknął Chicot — w tem wszystkiem jest coś podejrzanego; trudna to wprawdzie zagadka, ale mimo to, może dojdę jej znaczenia, skoro ujrzę twarz człowieka mierzącego.
W tej chwili właśnie, spełniło się życzenie Chicota, bo nasz człowiek obrócił się a Chicot po-