Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/548

Ta strona została przepisana.

niecierpliwszy od szpady, porwał ją przez pół i przycisnął do muru.
Wśród takiego zetknięcia, właśnie gdy się lżyć chcieli, poznali się.
— Brat Boromeusz! — rzekł Poulain.
— Pan Mikołaj Poulain! — zawołał mnich.
— Jakże się masz?... — zapytał Poulain z podziwienia godną dobrodusznością i niepodobną do wiary uprzejmością paryzkiego mieszczanina.
— Bardzo źle — odparł mnich, daleko trudniejszy do uspokojenia, aniżeli cywilny — boś mię zatrzymał, a bardzo mi spieszno.
— Do dyabła! jaki bo z ciebie człowiek!.. — rzekł Poulain — zawsze wojujący jak Rzymianin! Dokądże, u pioruna tak pędzisz o tej godzinie?... Czy wasz klasztor gore?..
— Nie, ale chodziłem do księżnej, aby pomówić z Maynevillem.
— Do jakiej księżnej?
— Zdaje mi się, że tylko jednę mamy księżnę, u której można mówić z Maynevillem — rzekł Boromeusz, który z razu mniemał, że urzędnikowi policyi kategorycznie odpowiedzieć winien, jako śledzić go mogącemu, lecz który mimo to, nie zbyt wiele udzielać się pragnął ciekawym.