Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/561

Ta strona została przepisana.

Sto talarów, właśnie tyle ile pożyczyłem u Gorenflota. Doprawdy to po królewsku. A! przepraszam, nie ubliżajmy, oto mała paczka... a w niej hiszpańskie złoto... pięć kwadrupli. Co za grzeczność!.. co za delikatność!.. Henryk jest bardzo uprzejmy!.. doprawdy gdyby nie te zbyteczne cyfry i lilie, to bym mu za to posiał pocałunek serdeczny... Lecz ta sakiewka zawadza mi; zdaje mi się, że ptastwo przelatujące nad moją głową, bierze mię za królewskiego emisaryusza i drwi sobie ze mnie, a co gorsza, może wykryje mię przechodzącym.
Cbicot wypróżnił sakiewkę na rękę, wydobył z kieszeni zwyczajny płócienny woreczek Gorenflota, wsypał woń srebro i złoto mówiąc do pieniędzy:
— Możecie sobie razem spokojnie siedzieć moje dziatki, bo pochodzicie z jednego kraju.
A potem wydobywszy list, w jego miejsce włożył kamyk, ściągnął sakiewkę sznurkiem, zawiązał i jak procarz, cisnął ją w tuż płynącą Orgę.
Woda prysła; parę kół przesunęło się po jej spokojnej powierzchni i coraz bardziej rozszerzając się, znikło przy brzegu.
— Tyle dla mnie — rzekł Cbicot — teraz pracujmy dla Henryka.