Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/575

Ta strona została przepisana.

Nagle wicher z niepojętą siłą wstrząsa drzwiami, wyrywa zamek i zasuwy, popycha szafę, która tracąc równowagę upada na stół, obala go wraz z lampą a ta tłucze się i gaśnie.
Chicot umiał szybko przebudzić się z twardego snu i odzyskać przytomność, ta przytomność doradziła mu, że lepiej będzie zsunąć się za łóżko, aniżeli stanąć przed niem; gdy to czynił, jego zwinne ręce szybko sięgnęły na lewo po worek z pieniędzmi, a na prawo po szpadę.
Chicot otworzył oczy, ale ujrzał tylko noc głęboką, otworzył uszy i zdawało mu się, że wśród tej nocy najswobodniej walczą z sobą cztery wiatry, pragnąc jeden drugiemu wydrzeć całą izbę, począwszy od szafy coraz mocniej stół gniotącej, aż do krzeseł posuwających się i uderzających o inne sprzęty.
Ale w pośród tego hałasu, zdaje się Chicotowi, że cztery wiatry przybyły do niego pełne ciała i kości, i że ma do czynienia z Eurusem, Notusem, Akwilonem i Boreaszem we własnych ich osobach, z ich wzdętemi policzkami i grubemi nogami.
Pojąwszy, że trudna sprawa z bogami Olimpu, Chicot skurczył się między łóżkiem a ścianą, jak syn Oilei na widok srogiego jej gniewu, jak mówi Homer, lecz wymierzył ostrze