Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/581

Ta strona została przepisana.

cota, a tem samem niemógł patrzeć po za siebie, upadł więc jak długi na schody i z wielkim łoskotem na dół się stoczył.
Ten wypadek dał znak do odwrotu trzem innym, którzy natychmiast znikli jak widma, w otwierającej się za niemi przepaści.
Jednak ostatni z nich miał czas coś szepnąć gospodarzowi do ucha.
— Dobrze już, dobrze! — mruknął tenże — pańskie suknie znajdą się.
— I owszem! ja też nic więcej nieżądam.
— Już je tu panu przyniosę.
— Bardzo proszę, bo zdaje mi się, że mam racyę, jeżeli nieżyczę sobie chodzić nago.
Rzeczywiście przyniesiono odzież, ale mocno zniszczoną.
— O! ho!.. — rzekł Chicot — w twoich schodach musi być ćwieków wiele. Niech dyabli wezmą te wiatry... Ale wracam ci honor, mój gospodarzu, bo i jakże cię mogłem mieć w podejrzeniu?.. tak uczciwie wyglądasz!..
Gospodarz uśmiechnął się przyjemnie.
— A teraz — rzekł — zapewne pan znowu zaśniesz?..
— Nie, dziękuję, już dosyć spałem.
— Cóż pan zatem czynić zamyślasz?...
— Będziesz łaskaw pożyczyć mi swojej la-