Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/588

Ta strona została przepisana.

— Cicho! nieszczęśliwy!... — odparł gospodarz — chodź do drzwi ale na palcach.
Kupiec usłuchał, ale że był człowiekiem roztropnym, przyłożył ucho do drzwi i nieotwierając spytał znowu:
— Kto jesteś?
— Alboż nie poznajesz głosu twojego gospodarza?
— Prawda, poznaję; cóż tam nowego, dla Boga?
— Oto przy wieczerzy za nadto swobodnie rozmawialiście o królu i ktoś o tem doniósł merowi, który tu przysłał straż po was. Na szczęście wskazałem jej pokój waszych komisantów, których uwięziono zamiast was.
— O! ho! czegóż to ja się dowiaduję?... — rzekł kupiec.
— Najczystszej i najrzetelniejszej prawdy! Spiesz się zatem i zmykaj póki jeszcze schody wolne...
— A moi towarzysze?
— O! już nie czas uprzedzać ich.
— Biedni ludzie! Kupiec ubrał się czemprędzej.
Tymczasem, gospodarz niby nagle dobrą myślą przejęty, zapukał w przepierzenie oddzielające drugiego kupca od pierwszego.