Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/599

Ta strona została przepisana.

Po obu stronach idącej pod górę drogi, wznosiły się gęste zarośla.
Podróżny, odbijając od siwawej drogi, wyglądał niby czarny punkt na tarczy, dla każdego ktoby zapragnął potraktować go kulą z muszkietu.
Nagle, Chicot usłyszał w dali łoskot jakiś podobny do tententu galopujących koni.
Obejrzał się i pod górą, na którą już do połowy wjechał, ujrzał cwałem pędzących ku sobie jeźdźców.
Porachował, było ich siedmiu. Czterej mieli muszkiety, a przy zachodzącem słońcu lufa każdego wyglądała jak krew czerwona.
Konie tych jeźdźców coraz bardziej przybliżały się do konia Chicota, który zresztą nie myślał przyspieszać biegu, gdyż to w razie napaści mogłoby pozbawić go niektórych środków obrony.
Poprzestał więc na tem tylko, że konia w gzygzak prowadził, tak aby przeciwnicy nigdy go dobrze na cel wziąć niemogli.
Chicot uciekł się do tego wybiegu z całą znajomością muszkietów i muszkieterów, gdyż w chwili gdy jeźdzcy znajdowali się już tylko o pięćdziesiąt kroków od niego, przywitano go