Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/66

Ta strona została przepisana.

se, wzrokiem badając Henryka. Nie zbyt to przyjemna rzecz patrzeć na ćwiartowanie człowieka, dlatego też na podobne widowisko tylko z musu przybyłem.
— Pani, Joyeuse ma słuszność — powiedział Henryk — nie chodzi tu ani o Lotaryńczyków, ani o Gwizyusza, ani nadewszystko o królowę; chodzi tu tylko o to, aby patrzeć na rozszarpanie pana de Salcdèe, to jest mordercy, który chciał zabić brata mojego.
— Dzisiaj, jak widzę, nie mam szczęścia — odrzekła Katarzyna, nagle ustępując, bo na tem zależała zręczna jej taktyka — pobudzam moję córkę do płaczu i Boże przebacz! pana de Joyeuse do śmiechu.
— A! pani — zawołała Ludwika, chwytając ręce Katarzyny — czyż podobna, abyś Wasza królewska mość boleści mojej nie wierzyła?
— I głębokiej czci mojej — dodał Anna de Joyeuse, pochylając się na poręcz królewskiego fotelu.
— Prawda, prawda — odparła Katarzyna, ostatnim grotem przeszywając serce synowej. Powinnabym pojmować, jak bolesną jest dla ciebie rzeczą, moje drogie dziecię, wykrywanie spisków twoich powinowatych z Lotaryngii, i wiem,