Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/669

Ta strona została przepisana.

Nieznajoma rzuciła się do dzwonka i tak gwałtownie nim wstrząsnęła, iż mało co go nieskruszyła. Po wszystkich apartamentach rozległ się natychmiast donośny jego odgłos i za nim ucichł, na progu sali stanął lokaj.
— Co pani rozkaże?... — zapytał.
Nieznajoma wściekle nogą tupnęła.
— Mayneville — rzekła — Mayneville niech tu zaraz przyjdzie!...
Służący wybiegł i w tej chwili prawie nadbiegł Mayneville.
— Jestem na rozkazy pani — rzekł.
— Pani!... i od kiedyż to nazywają mię poprostu panią, mości Mayneville?... — w rozpaczy zawołała księżna.
— Jestem na rozkazy Waszej książęcej wysokości — powtórzył Maineville pochylony i zdumiony.
— Teraz to co innego!... — powiedział Ernauton — mam przed sobą szlachcica, a jeżeli ten kłamie, klnę się na niebo!... że będę przynajmniej wiedział, czego się mam trzymać.
— Wierzysz więc nakoniec? — spytała księżna.
— Tak jest, pani, wierzę, i na dowód, oto list.
I skłoniwszy się, wręczył księżnie de Montpensier ów list tak dawno pożądany.

Koniec tomu trzeciego.