Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/703

Ta strona została przepisana.

— Zdaje się, że mię aresztujecie — mówił znowu Ernauton, bo nie sądzę byście to czynili w celu rabunku.
— Niech dyabli porwą!... — mruknął Sainte-Maline — wcale się tego nie spodziewałem.
— I ja również, przysięgam panu — śmiejąc się odparł Carmainges.
— Przykra to rzecz, ale cóż pan robisz tu na tej drodze?
— Gdybym pana o to samo zapytał, czybyś mi odpowiedział panie de Sainte-Maline?
— Nie.
— A więc pozwól, niech tak samo postąpię.
— A zatem niechcesz pan powiedzieć co robisz na tej drodze?
Ernauton uśmiechnął się, ale nie odpowiedział.
— Ani dokąd jechałeś?
To samo milczenie.
— Skoro się pan niechcesz wytłomaczjć, powiedział Sainte-Maline, muszę postąpić z panem jak ze zwyczajnym człowiekiem.
— Czyń pan co chcesz, ale uprzedzam, że za wszystko odpowiesz.
— Panu de Loignac?
— Komuś jeszcze wyższemu.