Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/730

Ta strona została przepisana.

giej, po bokach kwitnącemi laurami wysadzanej, ujrzał króla Nawarry w lichym pilśniowym kapeluszu, w burym kaftanie, wytartych butach, ale bardzo wesołego i z zabawką w ręku.
Henryk miał czoło gładkie, żadnej trosce nieprzystępne, usta jego uśmiechały się, a oko jaśniało obojętnością i zdrowiem.
Idąc, lewą ręką zrywał kwiaty.
— Któż to pragnie mówić ze mną? — zapytał pazia.
— Najjaśniejszy panie — odpowiedział paź — człowiek, który w połowie na znakomitego pana, a w połowie na wojskowego wygląda.
To słysząc, Chicot, zbliżył się jak najuprzejmiej.
— To ja Najjaśniejszy panie — rzekł.
— Brawo!.. — zawołał król, obie ręce wznosząc ku niebu — pan Chicot w Nawarze, pan Chicot u nas, „ventre saingris”!... Witajże mój panie Chicot.
— Tysiączne dzięki, Najjaśniejszy panie.
— Zdrów jesteś, dzięki Bogu?..
— Tak przynajmniej sądzę, kochany Monarcho — rzekł uradowany Chicot.
— A!.. kiedy tak — powiedział znowu Henryk — to wypijemy po szklance wina Limous