Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/731

Ta strona została przepisana.

i dasz mi o niem twoje zdanie. A!... doprawdy bardzom ci rad... Siadaj-że, proszę.
I wskazał na ławkę trawą wyłożoną.
— Nigdy!... — rzekł Chicot, wzbraniając się.
— Czyżeś dlatego przybył dwieście mil, abym ci pozwolił stać przedemną?... Nie panie Chicot, siadaj, siadaj, siedzący tylko można dobrze rozmawiać.
— Ależ uszanowanie, Najjaśniejszy panie...
— Uszanowanie, u nas w Nawarze?... Szalonyś, mój biedny Chicot, któż tu o tem myśli?..
— Nie, Najjaśniejszy panie, jam nie szalony — odparł Chicot — jam poseł.
Na czole króla powstała lekka zmarszczka, znikła jednak tak szybko, iż Chicot mimo całej swojej baczności, nawet jej śladu nie dostrzegł.
— Posłem — z niby naiwnem zadziwieniem, rzekł Henryk — a czyim?
— Posłem króla Henryka III-go. Przybywam z Paryża i z Luwru, Najjaśniejszy panie.
— A!.. to co innnego — odrzekł król wzdychając i podnosząc się.
— Hej!... paź, odejdź!... przynieś wina na pierwsze piętro, do mojego pokoju, a raczej do mojego gabinetu. Pójdź mości Chicot, zaprowadzę cię.
Chicot udał się za królem Nawarry, który