Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/735

Ta strona została przepisana.

cznym uśmiechem, usiadł na wielkim fotelu z wyzłacanemi sztyftami, ale wełnianemi frendzlami, Chicot zaś, ulegając jego woli, zatoczył naprzeciw niego równie ozdobne krzesełko.
Henryk, jak powiedzieliśmy, zawsze uśmiechający się, bacznie spojrzał Chicotowi w oczy, co tego ostatniego zmieszało po trosze.
— Pomyślisz żem bardzo ciekawy, kochany panie Chicot — zaczął mówić król — lecz taki to mój nałóg; tak długo miałem cię za umarłego, iż mimo całej radości jaką mi sprawia twoje zmartwychpowstanie, nie mogę pojąć iż żyjesz. Dla czegożeś nagle znikł z tego świata?
— E! Najjaśniejszy panie — ze zwykłą swobodą odparł Chicot — wszak sam także znikłeś z Vincennes. Każdy ginie z widowni według własnej potrzeby.
— Zawsze widzę dowcipniejszy jesteś od drugich, kochany panie Chicot — rzekł Henryk — i potem właśnie poznaję, iż nie rozmawiam z twoim cieniem. Lecz — dodał poważnie — jeżeli pozwolisz, odłóżmy dowcip na stronę, a pomówmy o interesach.
— Jeżeli to nie utrudzi zbytecznie Waszej królewskiej mości, jestem gotów na rozkazy.
Oko króla ogniem zabłysło.
— Ja miałbym się utrudzić? — rzekł, i wnet