Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/749

Ta strona została przepisana.

i kilka melancholicznych cieniów, które z ciemnej krainy śmierci przywołać by należało, umieliby powiedzieć dlaczego lica Małgorzaty były już tak blade, dlaczego oczy jej mimowolnie tonęły w łzach nieznanego smutku, dlaczego to serce czułe w tak wyrazistem niegdyś spojrzeniu, dziś czczość odbijało jakąś.
Małgorzata niemiała powierników, bo biedna królowa mieć ich niechciała, od czasu gdy ci zaufanie jej i cześć sprzedawać za pieniądze poczęli.
Chodziła więc sama, a to właśnie może podwajało w oczach nawarczyków, jakkolwiek się tego niedomyślali, majestatyczność jej postawy, tembardziej w oczy uderzającą, że wolną od wszelkiego orszaku.
Wreszcie niechęć, jaką Henrykowi przypisywała, miała źródło raczej we własnem jej sumieniu i błędach, aniżeli w postępkach Bearneńczyka.
Henryk szanował w niej córę Francyi; przemawiał do niej jak najgrzeczniej, albo z uprzejmą obojętnością; a w każdej okoliczności i z każdego względu postępował z nią zawsze jak mąż i przyjaciel.
To też dwór w Nérac, nie naśladując innych