Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/847

Ta strona została przepisana.

— A cóż to! panie Chicot, czy już załatwiłeś twoje zlecenie? Do licha! jakiś pan szybki!...
Dalej oficer z patrolem zszedł się z nim na rogu ulicy i zawołał:
— Dobry wieczór, panie Chicot. A cóż owa dama!... Czyś kontent z miasta Nérac, panie Chicot?
Nakoniec żołnierz z krużganku, zawsze tego samego miejsca pilnujący, dogryzł go ostatniem docięciem, mówiąc:
— Do dyabła, panie Chicot, krawiec źle panu odzież naprawił; przebacz pan, ale teraz się jeszcze bardziej podarła.
Chicot nie chciał obdzierać się ze skóry jak zając, przełażąc przez okno, położył się zatem podedrzwiami i udał że śpi.
Przypadkiem, a raczej przez litość otworzono mu drzwi, i Chicot strudzony i upokorzony wszedł do pałacu.
Jego strapiona mina wzruszyła pazia, ciągle na swojem stanowisku zostającego.
— Kochany panie Chicot — rzekł tenże — czy chcesz, abym ci to wszystko wyjaśnił?
— Chcę wężu, chcę — mruknął Chicot.
— Otóż! wiedz pan, że król tak pana kocha, iż nie chce puścić od siebie.