Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/878

Ta strona została przepisana.

ogniem, który odbijał się jak blask słońca w lśniącej zbroi jego.
Tutaj zatrzymał konia przez kilka minut z twarzą zwróconą ku bramie i w końcu zawołał:
— Faszyny! na Boga! faszyny!
Mornay biegł za nim ze spuszczoną przyłbicą i mieczem w dłoni.
Chicot pędził za Mornayem, lecz nie wydobył pałasza.
Za niemi trzema sunęli się młodzi hugonoci wołając:
— Niech żyje Nawarra!
Vice-hrabia Tureniusz szedł na ich czole z faszyną, którą trzymał na szyi konia.
Kiedy każdy rzucił swoję faszynę, fosa zapełniła się.
Artylerya podbiegła i chociaż tracąc ludzi zdołała umieścić swoje petardy pod bramą.
Kule i kartacze gwizdały około Henryka, i w jednej chwili dwudziestu ludzi padło w jego oczach.
— Naprzód! naprzód!... — zawołał i popędził konia, w środek artyleryi.
Przybiegł na brzeg fosy wtedy, gdy pierwsza petarda miała wypalić.
Brania pękła w dwóch miejscach.