Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/880

Ta strona została przepisana.

— Do dyabła!... — mówił Henryk gniewny — Chicot, czyś kiedy widział podobne tchórzostwo?
— Nie, Najjaśniejszy panie — odrzekł — nigdy tchórza tobie podobnego nie widziałem; to straszne...
W tej chwili, żołnierze pana de Vesins usiłowali wyparować Henryka i jego straż przednią, która opanowała bramę i sąsiednie domy.
Henryk przyjął ich z orężem w dłoni.
Lecz oblegający byli silniejsi i udało im się odeprzeć Henryka za fosę.
— Do pioruna — zawołał król — zdawało mi się, że mój sztandar się cofa; w takim razie sam go poniosę.
I w rzeczy samej, wyrywając sztandar z rąk niosącego, wzniósł go do góry i pierwszy wszedł do miasta otoczony swojemi.
— Teraz drżyj nikczemny tchórzu — rzekł.
Kule świszczały, odbijały się od jego zbroi i dziurawiły sztandar.
Panowie Tureniusz, Mornay i inni wcisnęli się w wyłamaną bramę pod przewodnictwem króla swojego.
Huk dział ustał, bo twarz w twarz, dłoń z dłonią ścierać się musiano.