Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/959

Ta strona została przepisana.

— Co to jest, pani?
— Co to za krzyk i hałas?
W rzeczy samej, brzęk ostróg i pałaszy, rozlegał się po dolnem mieszkaniu.
Ernauton skwapliwie wychylił głowę do przedpokoju.
— To moi towarzysze — rzekł — przychodzą użyć wolności, jaką ich pan Loignac obdarzył.
— Lecz dlaczegóż tutaj, gdzie my jesteśmy?...
— Zapewne tutaj naznaczono miejsce schadzki, albowiem w dzień wjazdu do stolicy, zasmakowali w winie pani Fournichon, a niektórzy i w jej wieżyczkach.
— A!... fe!... — rzekła księżna ze złośliwym uśmiechem — zanadto poufale mówisz pan o tych wieżyczkach.
— Jednak ja pierwszy raz tu jestem.... Lecz pani, któraś je obrała..... — ośmielił się powiedzieć.
— Wybrałam i łatwo pan pojmiesz dlaczego; szukałam miejsca najsamotniejszego w Paryżu, nad rzeką, blisko wału, w któremby mnie nikt nie poznał.
— A! jakże są hałaśliwi twoi towarzysze! — dodała.