Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/972

Ta strona została przepisana.

odjazd swej pani, która nie mówiła nawet, gdzie jedzie.
— Grandcham, mój przyjacielu — rzekła — ja i Remy jedziemy odbyć podróż od dawna zamierzoną, nie mów o tym zgoła przed nikim.
— Dobrze, pani, lecz zobaczemy się przecież?...
— Zapewne, jeżeli nie na tym, to na drugim świecie... Mój przyjacielu, ten dom nam niepotrzebny.
Dyana dobyła z szafy plik papierów.
— Oto papiery — rzekła — dowodzące własności, wynajmij, albo sprzedaj ten dom... Jeżeli za miesiąc nie znajdziesz lokatora ani nabywcy, opuść go i wracaj do Meridor.
— A jeśli znajdę nabywcę, za ile go mam sprzedać?...
— Za ile chcesz.
— A pieniądze otrzymane mam zabrać do Meridor?
— Weź je sobie, mój przyjacielu.
— Jakto, pani, tak wielką sumę!
— Mniejsza o nią... Albożem ci, mój drogi, wiele więcej nie winna?... Alboż oprócz swoich, nie mam do spłacenia długów po moim ojcu?...