Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/370

Ta strona została przepisana.

— A zatem mamy prawo, udając się na tę świętą wyprawę, nie tylko do zupełnego przebaczenia i odpuszczenia Jego Świętobliwości, ale jeszcze i do jego pomocy.
— Mojéj pomocy! panie Bertrand, odpowiedział Urban nieco już zatrwożony; co rozumiesz przez te wyrazy, mój synu?
— Rozumiem, Święty Ojcze, że tron Apostolski jest szczodry, że jest bogaty, że upowszechnienie wiary jest dla niego wielką przysługą, i że za takie korzyści mógłby zapłacić.
— Co mówisz? Bertrandzie! przerwał Urban, podnosząc się z krzesła z gniewem źle ukrytym.
— Jego Świętobliwość doskonale mnie zrozumiał, widzę to, odrzekł wódz, podnosząc się i otrzepując swoje kolana.
— Wcale nie! zawołał Papież, który przeciwnie udawał, iż nie rozumie; wcale nie, wytłumacz się.
— Oto, Ojcze Święty: sławni żołnierze, nieco niedowiarki, to prawda, ale mocno żałując jak to W. Świątobliwość widzisz, liczni jak liście gajów, i jak piasek w morzu porównanie wyjęte jest z ksiąg świętych), sądzę że sławni żołnierze, których ztąd widzisz, pod rozkazami zacnego Hugo de Cavarley. Zielonego Rrycerza, Klaudyusza l’Écorcheul, Béuge de Vilaine, Oliviera, de Maury i innych walecznych, oczekują od Waszej Świętobliwości pieniężnego zasiłku, aby rozpocząć kampanię. — Król Francuzki obiecał sto tysięcy talarów