Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/438

Ta strona została przepisana.

Położenie rozmaitych osób téj historyi dziwny tworzyło widok, bo traf zdawał się miéć przyjemność w ustawieniu ich w ogromny obraz, na jaki patrzał Agenor.
Na szczycie jednéj z gór, na którą dostał się jednym zapędem, pojawił się znów orszak zbiegów, widziano dobitnie trzy rzeczy; czerwony płaszcz Mothrila, białą zasłonę Aissy, i błyszczącą stal hełmu don Pedra, w któréj słońce się odbijało.
W przestrzeni rozciągającéj się pomiędzy pierwszym a trzecim punktem, cały oddział Caverleya szedł w góry. Pierwsi jeźdźcy zaczynali już niknąć w lesie rozciągającym się u ich podstawy.
W pierwszym punkcie Henryk de Transtamare, oparty o jedno z drzew, które tworzyły wieniec, dozwoliwszy swemu koniowi błądzić po łące, spozierał czasami z bolesném odrętwieniem na czerwone ślady pozostałe na rękach od więzów, które je krępowały. Tylko że te oznaki strasznéj sceny zaszłéj w namiocie Caverleya, dowodziły mu, że dwie godzin przed tem, don Pedro był jeszcze w jego władzy, i że fortuna uśmiechnęła mu się na chwilę, aby zaraz potem strącić go z wierzchołka zawczesnego szczęścia, w głąb ciemnéj przepaści, niepewności i bezwładności.
Koło Henryka, kilku Bretończykow znużonych utrudzeniem leżało na murawie; ci waleczni ludzie, posłuszne automata, które tylko z prawa natury prze-