Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/518

Ta strona została przepisana.

źnaby uprzątnąć włócznią, albo jakiego miejsca z dobrą dziczyną, lub kilka butelek wina, otóż to jest co mnie nudzi!
— Ah! rozumiem Musaronie, głodny jesteś, i to żołądek się odzywa: Naprzód.
— Zapewne panie; patrzaj no jaka piękna przed nami droga: mówię że zamiast włóczyć się po tych jamach, moglibyśmy jechać wygodną ścieszką, i dostać się na ową równinę, na któréj widać kościół: patrz pan, na boku wielki dym. Czy nic nie przemawia na korzyść tego kościoła dla pobożnego rycerza, do dobrego chrześcianina? Oh! jaki piękny dym, jak dobrze pachnie!
— Musaron, odpowiedział Agenor. Ja podobnież jak i ty pragnę zmienić kierunek i widziéć ludzi, lecz nie mogę narażać się na niepotrzebne niebezpieczeństwa. Dosyć i wielkich przygód czeka mnie w uzupełnieniu mojego poselstwa. Te góry są bezpłodne, puste, ale pewne.
— Ah panie! mówił daléj Musaron postanowiwszy nie poddawać się bez walki, zejdź ze mną z łaski swojéj. na trzecią część téj pochyłości, tam zaczekasz, a ja dosięgając do tego dymu, zrobię jakieś zapasy które nam dodadzą cierpliwości. Dwie godzin tylko a natychmiast powrócę. Co do śladu, noc zapadnie, i jutro będziemy daleko.
— Mój kochany Musaronie, odrzekł Agenor, posłuchaj mnie tylko.