Strona:PL A Dumas Nieprawy syn de Mauleon.djvu/558

Ta strona została przepisana.

— Bezwątpienia.
— Jakże więc możesz niewiedziéć, że nikczemny niedowiarek, stara się ją wepchnąć do królewskiego łoża.
— Nigdy! zawołał rycerz blady jak śmierć, odwracając się do swojéj towarzyszki, nigdy nie mów nic pani o Aissie, aby nasza przyjaźń przedwcześnie nie zobojętniała!
— Jakże pan chcesz abym mówiła inaczéj, jeżeli mam mówić prawdę? Ta Maurytanka już jest albo wkrótce będzie nałożnicą Króla, ponieważ Król jéj wszędzie towarzyszy, chodzi przy drzwiczkach jéj lektyki, wydaje dla niéj koncerta, zabawy, i swój dwór do niéj sprowadza.
— Pani to mówisz z przekonania? rzekł ze drżeniem Agenor, przypominając sobie opowiadanie Alkada uczynione Musaronowi. Więc to prawda jest, że don Pedro podrużuje przy boku Aissy?
— Wiem ja nie mało rzeczy, rycerzu, rzekła piękna podróżna, gdyż my ludzie z domu królewskiego łatwo się dowiadujemy wszystkiego.
— Oh! pani, nie rań mojego serca, rzekł smutnie Agenor, na którym młodość rozwijała swój kwiat połączony z dwóch najdelikatniejszych części duszy: z wiary, w to co słyszy, i prostoty, w to co mówi.
— Ja ranię pana serce! spytała z zadziwieniem podróżna. Czy przypadkiem nie znasz tej kobiéty?